Działalność lotnicza XIX nie ogranicza się tylko do popularyzacji. Jedną z pierwszych "wyczynowych" jednostek XIX był Dywizjon Modelarski "Orle Loty".
Harcerska Modelarnia Lotnicza i Dywizjon Modelarski "Orle Loty" 1972 - 1977
Modelarnia "Orle Loty" powstała we wrześniu 1972 roku, Dywizjon Modelarski - rok później. Do 1977 r. należeliśmy do Szczepu Lotniczego "Gwiaździsty Szlak", działającego na osiedlu Azory przy Szkole Podstawowej nr 119 i Spółdzielni Mieszkaniowej "Krakus", a właściwie przy Klubie Osiedlowym tej spółdzielni, mieszczącym się na parterze budynku mieszkalnego przy ul. Różyckiego 5. Potem jeszcze przez dwa lata, pozostając w tym samym lokalu, należeliśmy do Szczepu "Hubalczycy" na sąsiednim Osiedlu XXX-lecia (obecnie Krowodrza-Górka), a jeszcze później, już na początku lat osiemdziesiątych, modelarnia została przeniesiona do lokalu przy ul. Pachońskiego, podlegając pod pobliski Dom Kultury SM "Krakus", gdzie pomimo znacznie lepszych warunków lokalowych zakończyła żywot. Modelarnia, a później drużyna skupiała chłopców w wieku starszych klas szkoły podstawowej i szkoły średniej, czyli była to w ówczesnym pojęciu drużyna jakby starszoharcerska. Moje doświadczenia były związane z drużynami młodszoharcerskimi, zresztą "19-tka" właściwie do tego czasu nie miała jakichś poważniejszych doświadczeń z drużynami starszoharcerskimi, jeżeli już to raczej z pracy z instruktorami w ramach kręgów instruktorskich. Wiedziałem jedno, że chłopcy w tym wieku muszą mieć postawiony wyraźny i ambitny cel, i takiemu celowi trzeba podporządkować pracę. Takim celem dla innych znanych mi drużyn były np. budowa własnego schroniska, rejs do Wielkiej Brytanii czy obóz z Himalajach. Instruktorem klubu osiedlowego zostałem z prozaicznego powodu; lekkomyślnie przerwałem studia i wypadało mi podjąć jakąś pracę. Z pomocą przyszedł mi druh hm. Henryk Cyrankiewicz, dawniej instruktor komendy Chorągwi Olsztyńskiej, a wówczas naszego szczepu i równocześnie przewodniczący Rady Osiedla Azory SM "Krakus", który zaproponował mi zatrudnienie w klubie osiedlowym. Była to dobra propozycja zarówno dla mnie jak i dla klubu, czego dowodem moja ponad dziesięcioletnia praca w tej spółdzielni jako instruktora modelarstwa, a okresowo także fotografii, okraszona sukcesami modelarskimi i wyróżnieniami ze strony spółdzielni. Z drugiej strony bez pomocy materialnej ze strony spółdzielni tak kosztowna działalność nie mogła by się rozwinąć. Do tego trzeba dodać problemy ze zdobyciem materiałów modelarskich (balsa, papier japoński) i sprzętu (silniki modelarskie, aparatura do sterowania radiomodelami) - wszystko sprowadzane z zagranicy. Dość szybko zrozumiałem, że praca z takimi dorastającymi harcerzami to coś innego niż komenderowanie. Ponadto specyfika drużyny modelarskiej wymuszała inny sposób realizacji metodyki harcerskiej. Praca programowa nie wynikała z wymagań na stopnie i sprawności, czy z propozycji programowych wyższych szczebli, ale była podporządkowana celowi, jakim był udział w zawodach modelarskich w okresie sezonu trwającego od wiosny do jesieni. W pozostałym okresie trwała praca w klubie przy stołach modelarskich. Dopiero na drugim miejscu znajdowały się takie elementy metodyczne jak stopnie i sprawności, które zdobywało się niejako przy okazji, a część wymagań zaliczało już w czasie pracy specjalnościowej. Samo modelarstwo nie niesie w sobie właściwie żadnych poważniejszych celów wychowawczych, więc nie byłbym wychowankiem harcerstwa i "19-tki", gdybym nie pomyślał nad "uharcerzeniem" chłopców, którzy pracowali pod moim kierunkiem w modelarni. Początki naszego modelarstwa, jak wszystkiego, były trudne. Z pierwszego zespołu wielu dość szybko się wykruszyło, ale niektórzy przetrwali. Moje doświadczenia fachowe, wyniesione z kursu drużynowych ze specjalnością lotniczą, okazały się dość ograniczone, zwłaszcza że budowaliśmy nie tylko modele wolne, ale także na uwięzi (akrobacja, walka powietrzna), a po pewnym czasie także sterowane radiem. Prawie wszystkiego musieliśmy uczyć się sami i często na własnych błędach. A kiedy tylko słoneczko zaczynało silniej przygrzewać, wyruszaliśmy trenować na okolicznych łąkach. Już pod koniec pierwszego roku pracy jako wicemistrzowie województwa wyjechaliśmy na Ogólnopolskie Zawody Spółdzielczości Mieszkaniowej (CZSBM) do Płocka. Jeszcze przez dłuższy czas byliśmy wicemistrzami, przegrywając stale z ekipą Spółdzielni Mieszkaniowej "Hutnik", startującą pod kierunkiem Jana Wolfa, dawnego harcerza "19-tki". A kiedy wreszcie ich pokonaliśmy, nie było to w pełni satysfakcjonujące, bo nasi przeciwnicy pod nowym kierownictwem znacznie obniżyli poziom. W kolejnych latach zjeŹdziliśmy, uczestnicząc w zawodach, całą Polskę. Poza corocznymi zawodami spółdzielczości mieszkaniowej byliśmy m. in. na Krajowych Zawodach Latawcowych w Olsztynie (PSS), Mistrzostwach Polski Młodzików w Lisich Kątach (APRL), V Centralnych Manewrach Techniczno-Obronnych w Warszawie i Międzynarodowych Zawodach Dziecięcych w Sportach Technicznych organizowanych przez ZHP. Nieskromnie powiem, że w zawodach harcerskich, szczególnie w klasach modeli na uwięzi, byliśmy wówczas bezkonkurencyjni. Jacek Deręgowski uczestniczył w 1977 r. w Mistrzostwach Polski Modeli Pływających (LOK), na których w klasie B1-S (ślizgi) zdobył tytuł mistrza i ustanowił rekord Polski, a w roku następnym obronił tytuł. Kiedy pierwszy rok pracy zbliżał się do końca, ogłosiłem, że chętni na wyjazd ze szczepem na obóz otrzymają zniżki na zakup mundurów. Po pewnym wahaniu dwaj moi podopieczni podjęli wyzwanie. Byli to Marek Gacek i Robert Górnicki. Wstydu mi nie przynieśli. Po tym obozie - w Dolinie Białej Wody k. Jaworek - wspólnie postanowiliśmy założyć drużynę, a właściwie zgodnie z tradycyjnym nazewnictwem w "19-tce" - Dywizjon "Orlich Lotów". Pierwszy zastęp czyli klucz, mając wybrać nazwę związaną z lataniem, wybrał jako nazwę - klucz "Latającego Holendra". Jego zastępowym był Marek Gacek. Następne były "Baranki z Osiedla XXX-lecia", "Foto Pióro & Company" (fotograficzny) i klucz zastępowych "Lisy". Po tym pierwszym obozie przyszły dalsze: trzy obozy zimowe (Szyk i dwa razy Ząb), trzy wędrowne (Bieszczady, Beskidy, Sudety), dwa wędrowne zagraniczne (Rumunia-Węgry, Bułgaria), a raz nawet wybraliśmy się w okresie ferii wielkanocnych na obóz wiosenny do bacówki pod Durbaszką. Wraz z udziałem w obozach szczepu: stałym w Łuhu k. Kalnicy i wędrownym zagranicznym po Jugosławii i licznych zawodach było w latach 1973-1977 tych wyjazdów sporo. Jeździliśmy też latem na rowerach, a zimą na nartach. Wyrosło kilku dobrych gitarzystów, którzy umilali nam wieczory przy ognisku lub kominku. Śpiewaliśmy te same piosenki, słuchaliśmy tej samej muzyki, czytaliśmy te same książki. Nasi czołowi harcerze-modelarze podjęli studia, a za ich przykładem poszli także i ci nieco słabsi intelektualnie. To także nasz sukces. Z czasem kilkunastu najlepszych uzyskało modelarskie licencje sportowe juniorów a potem seniorów i odbyło przeszkolenie na kursach, zdobywając uprawnienia instruktorskie oraz sędziowskie. Niektórzy z nich w póŹniejszych latach prowadzili własne modelarnie. Tylko kilku zdobyło stopnie instruktorskie, bo nie było potrzeby zapewnienia następstwa na funkcji drużynowego, która była połączona personalnie z kierownictwem modelarni, a do innych drużyn nikt nie zamierzał się przenosić. Drużyna nigdy nie była liczna, ale "przeszło przez nią" łącznie około pięćdziesięciu chłopców. Wypada wymienić najaktywniejszych. Byli to wśród modelarzy: Marek Gacek, Piotr Praschil, Robert Górnicki, Marek Dziedzic, Władysław Papierz, Jerzy Nogieć, Bogusław Szmidt, Jacek Deręgowski, Henryk Pawlik, Maciej Brylla, Sławomir Buśko, Marek Szczepara, Zbigniew Kamiński, Kazimierz Skołucki, Marek Michalec, Marek Surowiec, Ryszard Kołodziej, Krzysztof Siwek, Mirosław Kalinowski, Wojciech Piasecki i Krzysztof Kurdziel, a wśród należących do naszego dywizjonu przedstawicieli innych "specjalności": Bogdan Piórkowski i Krzysztof Kapusta (fotografia) oraz Piotr Kalczyński (narty). Co jeszcze? To były piękne, spędzone z pasją lata. Można by je wspominać długo. Byliśmy paczką przyjaciół, mogliśmy na siebie liczyć, a ja mogłem mieć do nich zaufanie. Najwytrwalsi to byli "gwoździe" - ci co spajali drużynę. Otrzymywali po trzech latach "srebrny gwóźdź" - małą srebrną lilijkę, po pięciu - złoty. Jak każda struktura tak i nasza drużyna po pewnym czasie zakończyła żywot. Ja skończyłem studia i zacząłem pracę w szkole, najstarsi rozpoczęli studia, trochę młodsi podrośli, najmłodsi nie byli dla tych starszych odpowiednimi partnerami. Urwał się ciąg opartego na przyjaŹni uczenia się młodszych od starszych. Do kryzysu przyczyniło się także pochopne, choć dokonane za naszą zgodą, przeniesienie modelarni do nowego lokalu, bardziej oddalonego od centrum i o znacznie gorszym połączeniu komunikacyjnym. Okazało się, że stara modelarnia, znajdująca się w zaadaptowanym dwupokojowym mieszkaniu, była lepsza, bo tętniła życiem, a ta nowa - o wiele większa i wygodniejsza - często stała pusta. Na koniec nieskromnie dodam, że nasze osiągnięcia modelarskie zasłużyły na zaszczytną wzmiankę w treści hasła "Krakowska Dziewiętnastka Lotnicza" autorstwa hm. Marka Kudasiewicza, zamieszczonego w "Leksykonie Harcerstwa" pod red. Olgierda Fietkiewicza: " (....) W działalności modelarskiej najpoważniejsze osiągnięcia miał dywizjon "Orle Loty" (....) .
"Szef" modelarni i drużynowy "Orlich Lotów"- Janusz Wojtycza
Podpisy zdjęć:
.
>>> ORLE LOTY XIX
. |